
Brak wypisu, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.
Jak się macie w Waszej dolince? Dzisiaj odświeżyłem sobie Twojego maila sprzed 3 lat, kiedy kupiliście dom na wsi i wysłałeś okólnik. Pamiętam też i nasze początki, nieśmiałe bardzo, jakoś inspirowane Waszym trudem. I dzisiaj już wszyscy siedzimy na swoim, wrastamy w ziemię, z czasem nabieramy ciężaru, stajemy się „stąd”, a wszystko w swoim tempie…
Ogród milczy. Przez okno obserwuję, jak rozorane miejsca napełnione wodą z zimowych roztopów odbijają następujące po sobie jutrzenki i zachody słońca. Czerwone, połyskujące, rozżarzone pasma studzi w ciągu dnia wzruszająca niebieskość styczniowego nieba.
Bo jest to zamiar heroiczny i awangardowy, który nie może się wydarzyć bez uszczerbku dla każdej z tych unikalnych chwil, darowanych chyba przede wszystkim dla intymnego uczestnictwa. Uczestnictwa właśnie, a nie obserwacji. I nawet mógłbym się zgodzić, ale… co jeśli ktoś czuje trwałe przynaglenie właśnie do tego ryzykownego, pionierskiego zadania bycia kronikarzem łaski?
strużka światła sprawiła to.
„Kiedy w 2018 roku po raz pierwszy zetknęłam się z Twoimi pracami, podpisane były pseudonimem Laura Makabresku. Dziś coraz częściej funkcjonujesz pod swoim prawdziwym nazwiskiem – Kamila Kansy. Czy ta zmiana coś oznacza?”
Rozmyślam o świecie i każdej najmniejszej nawet chwili, o tych milczących przypowieściach o Miłosierdziu Boga.
„Istnieje nocna, łagodna jasność ducha, kiedy dusza wolna od służby i zajęć wiążących ją za dnia, swobodna i skupiona zarazem, wnika w głębię powiązań swej własnej istoty i życia, świata i nadświata.”
No właśnie dlatego. Bo wychodzimy. Trzeba zostawić tak właśnie jak jest. Na stole. Niech sobie stoi.
Panie Jezu, naucz nas liczyć dni nasze. Uczyń nas na swoje podobieństwo – dodaj nam mądrości, abyśmy umieli rozpoznać Twoje drogi, dodaj nam odwagi abyśmy poszli za Tobą, gdy już je rozpoznamy, dodaj nam bojaźni, abyśmy w drodze nie trwonili Twoich darów, dodaj nam wiary, abyśmy przyjęli ubóstwo z Twoich rąk.