W małej księgarni w Krakowie moją uwagę zwraca obraz znajdujący się na okładce jakiejś książki poświęconej świętemu Franciszkowi. Kupuję ją tylko ze względu na niego. W pociągu powrotnym trzymam tę książkę na kolanach. W domu kładę ją na biurku w widocznym miejscu i kilka razy na dzień podchodzę, biorę do ręki i patrzę. To reprodukcja fragmentu XIII–wiecznego krucyfiksu z bazyliki św. Franciszka w Arezzo przedstawiająca świętego obejmującego z czułością nieproporcjonalnie duże stopy Chrystusa i składającego pocałunek na Jego ranie. Strumyki krwi spokojnie i obficie spadają na ziemię, przenikając także ciało św. Franciszka.
Przez kolejne dni zastanawia mnie i nie daje spokoju ten przedziwny język krwi, który przemawia głęboko, milcząco i bezpośrednio, i który tak pociąga moją duszę, okazując się niezwykle bliskim i drogim. Gdyby ktoś kiedyś zaproponował wykonanie mojego portretu i zapytał, jaki rekwizyt chciałabym, aby mi na tej fotografii towarzyszył, sięgnęłabym po białą, prostą miseczkę, kładąc ją sobie na kolanach. Skąd taki wybór? To od wielu lat obraz mojego wysiłku modlitwy. Nauki trwania pod krzyżem u stóp Chrystusa bez słów, ze świadomością własnej bezradności i nicości. Nauki cierpliwej, wytrwałej i ufnej obecności przy Jego zranionych stopach z tą miseczką, która jest chyba obrazem duszy otwartej na przyjęcie przebaczenia i miłości, a jednocześnie spragnionej i gotowej zebrać każdą kroplę krwi, która wypłynie z umęczonego, najdroższego Ciała. Równolegle jest ona też owym kubkiem świeżej wody, który trzeba podać do picia jednemu z tych najmniejszych (Mt 10, 42). Jednak, aby móc go podarować, trzeba nieustannie czuwać, by tę żywą wodę otrzymywać.
Symbol w postaci miseczki – czasem pustej, innym razem wypełnionej krwią albo wodą – z łagodną mocą pojawiał się na moich zdjęciach zanim jeszcze uświadomiłam sobie jego znaczenie dla mojego życia i modlitwy. Był nader obecny w wyobraźni i wyrażał się za pomocą języka obrazu, który ulegał pewnym przeobrażeniom, aż w końcu znalazł swój najgłębszy sens i cel pod krzyżem. Dawne i obecne strumienie krwi zbiegły się u swego źródła i uciszyły, dotknięte Jego Obecnością. Krew nagłym blaskiem rozjaśniła życie, ogrzała ogniem, utuliła w cieniu Rany.
