czekamy

ptaszkowie

Twoja miłość najwięcej powiedziała mi o Bogu

Dni bardzo dłużą mi się, odkąd z powodu małego wypadku nie mogę zajmować się tym, czym bym chciała. Rankiem zaparzyłam dzbanek wierzbówki, dosładzając ją sowicie miodem i dodając odrobinę soku z czarnego bzu, który dostałam na urodziny do Basieńki i jej rodziny. Popołudniu udało mi się zrobić jedno zdjęcie — światło tak przecudnie malowniczo spoczęło na drewnianej misie pełnej słodkich, złocistych, nakrapianych Koszteli. Jaki one mają smak! Bardzo chciałabym założyć wkrótce mały sad ze starymi odmianami jabłoni — Kosztelą, Malinową Oberlandzką, Złotą Renetą i Ananasem Berżenickim. Jak dobrze pójdzie, zajmiemy się tym na wiosnę, ale najpierw musimy nauczyć się szczepić drzewa na podkładkach.

Wieczór zastał mnie nad lekturą „Legend Chrystusowych” Selmy Lagerlöf. Ciepłe światło lampki nocnej otuliło wnętrze pokoju i moje myśli coraz częściej zmierzające w Twoją stronę. Zrobiło mi się nagle tak bardzo tęskno do Ciebie i choć spodziewałam się, że wrócisz niebawem, postanowiłam napisać list i dać Ci go do przeczytania przed zaśnięciem —

Najczulszy mój Mężu,

tak mi żal, że nie możesz w ciągu dnia obserwować tej małej bandy wygłodniałych sikorek i wróbli, które zlatują się tłumnie do karmnika, gdzie zawsze czeka na nie coś dobrego, bo jak co roku dbasz o to, by zakupić przed zimą dużo ziaren słonecznika. Nie mówiłam Ci o tym jeszcze, ale od jakiegoś czasu podejmuję nieśmiałe próby nauczenia naszych małych, latających sąsiadów jedzenia z ręki. Myślę, że to będzie wymagało trochę cierpliwości, ale jak wiesz w takich rzeczach potrafię być wytrwała.

Do naszego Domu sprowadziliśmy też w ostatnich dniach dwa psy, o których marzyłeś — Bronię i Tosię. Czekają nas teraz długie, radosne spacery.

Na przełomie lutego i marca tego roku, a więc na początku inwazji Rosji na Ukrainę, zaczęłam pisać w jednym z zeszytów (tym z białym gołębiem na okładce) listy do Ciebie. Trochę to może było niemądre i przesadnie impulsywne, ale naprawdę przestraszyłam się, że któregoś dnia mogłoby mnie zabraknąć i że zostałbyś na świecie sam. Chciałam więc dać Ci tę odrobinę pocieszenia na ten czas, gdyby kiedyś musiał nadejść, choć wytrwale proszę naszego Dobrego Ojca, by zabrał nas do siebie razem i jestem o wszystko spokojna, bo cokolwiek się wydarzy, Jego miłość będzie światłem i umocnieniem na naszej małej drodze życia.

Dużo podczas tamtych pierwszych dni wojny płakałam, nie raz rozmazując rozedrgane słowa pisane atramentem na pożółkłym papierze w kratkę. Płakałam z bezradności, lęku, niemocy, ale najczęściej, Radku, płakałam z miłości. Przywoływanie w pamięci wszystkiego, co zawdzięczam Tobie, najdroższy Mężu, rozszerzało moje serce tak dalece, że nie byłam w stanie objąć tego, co pragnęłam przed Tobą wyrazić.

Twoja wierna, wybaczająca, czuła i serdeczna miłość najwięcej powiedziała mi o Bogu, od którego na wiele, wiele lat odwróciłam się, próbując wymazać Go z serca i myśli. Jak to możliwe, że mimo mojej niewdzięczności, uporu, buntu i gniewu, On nieustannie był przy mnie, kochał Twoim sercem, obejmował Twoimi silnymi ramionami, patrzył na mnie Twoimi łagodnymi oczami. A przecież mógł Ciebie powierzyć komuś innemu, bardziej zasługującemu niż ja, komuś kto nie wyrządziłby Ci tylu krzywd, szamocząc się sam ze sobą pośród wielkiej ciemności duszy, w lęku i wszechobecnie odczuwanej dojmującej pustce. A jednak Bóg postanowił podarować taki skarb właśnie najniewdzięczniejszemu dziecku, bo wiedział, że jego serca nie odmieni nic innego, żaden przymus czy nagana, tylko miłość. To jednak wymagało czasu, cierpliwości, niestrudzonego miłosierdzia, wytrwałości i heroicznej wiary. I to wszystko złożył w Tobie, i myślę, że było to szaleństwo z Jego strony, jednak znał najgłębsze pragnienie mojego zamkniętego wówczas na siedem spustów serca — pragnienie wielkiej, czystej, płomiennej i czułej, wiernej aż do śmierci miłości.

Staram się pielęgnować w sobie nieustanną świadomość, jak bardzo zostałam obdarowana. Przepraszam, że nie zawsze się to udaje, że są dni, kiedy wkrada się w moje serce nieufność, zniechęcenie, nieuzasadniony niczym żal albo złość. A przede wszystkim przepraszam dlatego, że nie stać mnie często na to, by w obliczu owych stanów nie starać się ze wszystkich sił, by „nad gniewem nie zachodziło słońce”, a zamiast tego bezmyślnie otwieram furtkę diabłu. Wiem, że ten mój przeciągający się gniew rani Cię najmocniej, bo znasz cenę upływających chwil, które nigdy nie wrócą. W tej mojej słabości doświadczam jednak coraz wyraźniej pomocy, która nie może pochodzić ze mnie samej, gdyż pozwala przekraczać to, co zdaje mi się niemożliwym do pokonania. Są takie przepaści we mnie, które przyzywają wielkim echem Jego. Trzeba jednak odrobiny pokory, by będąc świadomym swojej biedy, poprosić o Bożą pomoc. I w zasłuchanym uciszeniu serca czekać, ufając, że nadejdzie.

Patrzę przez okno na karmnik, który umocowałeś na parapecie. Co jakiś czas przylatuje ptak, który nie wiedzieć czemu delikatnie i jakby nieśmiało stuka dziobem w szybę, jakby chciał wejść do środka. Znam to stukanie, ten miłosny żar pragnienia, które na serce samotne czeka milcząco, czeka wytrwale.

Dziękuję, że czekałeś na mnie razem z Nim.

Twoja K.