czekamy

ptaszkowie

Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie

Początek listopada. Dni robią się coraz chłodniejsze. W ogrodzie przycięliśmy już wszystkie krzewy i iglaste drzewa, posadziliśmy kilkanaście młodych brzóz przywiezionych z nadleśnictwa. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko, żeby spalić suche gałęzie i trawę. Powietrze pachniało mocno i znajomo.

Trzy dni temu obchodziłam urodziny. W liście z tej okazji napisałeś:

Najdroższa Kamilko,
Kochana Żono,

wieś wchłonęła nas w siebie. Wciąż jeszcze nie dowierzam tym ścianom, skrzypiącej podłodze, ciszy gdy budzę się przed świtem, a światło pęcznieje jak gdyby z wnętrza samej nieruchomej przestrzeni pokoi. Nieruchomej — właśnie. Wszystko na wsi, kiedy tylko sam człowiek się uspokoi i wyrwie z paszczy świata, nagle objawia swoją podstawową nieruchomość. Tykający zegar skacze po nieruchomych kamieniach wystających z rzeki czasu. Ziemia po cichu i bez zwracania niczyjej uwagi nasiąka tym trwaniem, zamieniając substancję czasu w grudę patriotycznego przywiązania do ojcowizny. Ziemia — której też wciąż nie dowierzam, że jest nasza. Jeszcze rok temu pisałem do Ciebie nocą —

„Nie da się również odpędzić myśli o tym, co w ostatnim czasie dla nas najważniejsze. Jak Dobry Ojciec pozwoli, w tym roku już niebawem czeka nas przeprowadzka do Naszego Domku. Życzę Ci, Najdroższa, aby to nowe miejsce na tej ziemi było dla Ciebie hojne w łaski — w zachwycające światło plotące warkocze z firankami, ocierające się o ściany i blaty mebli; w odgłosy deszczu i napierającego wiatru, w szmer silnika samochodu jadącego miedzą, zwiastującego mój powrót albo przyjazd Mamusi; w szczekanie psów i gdakanie gęsi; w stukanie garnków i skrzypienie podłóg; wreszcie w szum nielicznych jeszcze drzew i rzeki; w dźwięk dzwonów kościoła wzywający na Eucharystię, majówkę czy różaniec.”

Wydaje się, że kilka rzeczy mamy już za sobą. Dom przywitał nas napierającym, wołającym wiatrem — jak jakiś gigant starający się niewprawnie, ale najdelikatniej jak może, przywitać z nami swoimi nazbyt wielkimi dłońmi, uścisnąć nasz porcelanowy domek w osobliwie okazywanej radości. Napytał nam strachu i wplótł się w tkankę pamięci chyba na trwałe. Kwiaty i arbuzy, a szczególnie słoneczniki, zaowocowały w przedziwnym dla mnie cudzie wzrostu — bez przemysłu i hałasu zrodziły je w pokorze ziarno, deszcz, słońce, ziemia i echo łaski Stworzenia, które jak grawitacja wciąż pulsuje i podtrzymuje w Istnieniu całe uni-wersum {ūnus (“jeden”) + versus (“odwracać”), stąd dosłownie „odwrócony w jedno”}. Hojnie udzieliły ze swojego zakorzenienia w Jedności i przyozdobiły nasze kapliczki, figurki i stoły, nakarmiły nas słodyczą letniego słońca, nakarmiły też sprytne sikorki potrafiące wydłubywać ziarna do góry nogami z odwróconych, ociężałych talerzy słoneczników i mniej sprytne wróble, które zazdrościły im tej umiejętności, gdy siedziały po drugiej stronie zwisających głów i zastanawiały się nad dziwnymi ścieżkami ewolucji i tym, jak nierówno rozdzielona jest fortuna pomiędzy stworzeniami. Wciąż czekamy na zwierzęta — psy, gęsi. Posadziliśmy już drzewa, teraz trzeba czekać cierpliwie i nie ma żadnego zmiłuj, do którego przyzwyczaił nas świat. Roboty tu co nie miara, rozpisana jest na lata. Tego nie wiedzieliśmy. Nie wiedzieliśmy też, jak bardzo byliśmy dziećmi nienauczonymi życia, w największym stopniu niezaradnymi, za co musimy płacić wielką cenę teraz, przycinając te dzikie gałęzie w nas, nawracając się {con + versus} do pierwszych wzorców, mniszej ciszy i pracy w materiale, a nie w świecie symulakrów.

Kochana moja Żono, najdroższa Kamilko — jestem tak wielce szczęśliwy z Tobą, jak wiatr, gdy natrafi na brzozy i może się na-nich urzeczywistnić, stać się. W Wigilię Twoich urodzin chciałbym Ci życzyć, abyś pełna zaufania do Bożej łaski trwała w tym świecie, który najwyraźniej ukrywa za mglistą zasłoną pogodną przyszłość doświadczając i ćwicząc nas coraz srodzej. Podtrzymuj nas swoją życiową mądrością i chroń przed zgubnymi drogami swojego małego filozofa, aby zawsze trwał blisko Chrystusowego i Twojego Serca. Życzę Ci łagodnie wkraczającego i cudownego spełnienia Twoich skromnych marzeń, o których wiem, że je masz i nosisz w swoim dobrym serduszku. Przede wszystkim życzę Ci światła prosto od Boga, takiego które rozpali Twoje pięknie widzące oczy i zapozuje do Twoich zdjęć, pozwoli uchwycić się Twojej wyjątkowej i pokornej wrażliwości.

Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie.
[Flp 3, 20-21]

Twój wierny Mąż,
Kochający Cię R.