tekst towarzyszący wystawie – Galeria Gardzienice, Lublin, wrzesień 2023 r.
Mali ludzie są jak te drzewa zasadzone nad płynącą wodą, które wydadzą owoc. Ale w swoim czasie. Więc oni na razie czekają. Plątają się tu i tam, trwają szczelnie okryci pokorą jak zbroją, dzięki której z jednej strony wytrzymują jeszcze pod ciosami łaski, a z drugiej nie rażą odbitym od Chrystusa światłem. To sprawia, że jako tako nadają się jeszcze do życia w świecie i pośród ludzi.
Są w tym podobni do podróżnych przesiadujących w dworcowej poczekalni – już dawno nie tam, skąd wyjechali, ale też jeszcze nie u celu. Za to gdzieś w świecie, na pewno nie u siebie, a zatem w nie do końca komfortowej sytuacji. Naturalnie trochę zmęczeni, a więc ściszeni, złagodniali. I nieco zmieszani wobec hojności darowanej łaski, której bogactwo usilnie i z niemałym skrępowaniem starają się ukryć. Błogosławieni in pectore. Przepędzają czas cierpliwie czekając, aż ujawni się czym są. Bo teraz jeszcze świat ich nie zna. A więc wciąż ubodzy, niezauważeni, z jedynie minimalną, roztropną troską doglądający skromnego dobytku. I przede wszystkim jakby śmiertelnie stęsknieni. Ale za czym? Przecież nigdy jeszcze nie byli tam, dokąd zmierzają. A może jednak? Kiedy król traci zewnętrzne oznaki swojej królewskiej godności, to na wygnaniu wspomina je i wzdycha za nimi nocami. W takim razie za jakim to królestwem tęskni i jaką godność wspomina tułacz?
A więc siedzą tak, pogodnie zobojętniali, a może zasmuceni ku nawróceniu – trudno powiedzieć. Na pewno skupieni w wielkiej ciszy, wrażliwi na szmer łagodnego powiewu, nasłuchujący zapowiedzi, na zawołanie gotowi. Spoglądają na dworcowy zegar i bacznie znoszą dolegliwość trwania.

